Zając wielkanocny, którego oczywiście prawie wszyscy kojarzą z roznoszeniem prezentów, jest dla mnie rzeczywistością stosunkowo nową. Nie było tego zwyczaju w moim domu rodzinnym, ani w domach moich Rodziców. Żadnego biegania po ogrodzie w poszukiwaniu upominków. Bo na Wielkanoc nie było upominków. I nie było to dla nas nic dziwnego. W sumie pamiętam jeden, jedyny prezent wielkanocny, który dostałam od mojej Matki Chrzestej - cztery urocze ptaszki w bajecznych kolorach z długimi ogonami, ptaszki, które można było przymocować do gałązek (były zrobione z "włochatych" drucików). Być może jeszcze istnieją, ale nie u mnie - w tym roku wyrzuciłyśmy z córką całe stadko rozsypujących się kilkudziesięcioletnich kurczaków (i jedną gaskę), już nie z waty a z takich właśnie drucików, które trudno opisać.
Wracając do zająca - pierwsze wzmianki o jego ( a raczej jego dalekiego krewnego, królika) związkach z Wielkanocą pojawiły się dla mnie na lekcjach angielskiego. Wśród rozlicznych nursery rhymes był i ten o białym króliku, White Easter Rabbit. [Dygresja: Czytam teraz skąd się wziął ten zając/królik na Wielkanoc i tropy wiodą do Niemiec i pogańskich zwyczajów (na przykład więcej TU i TU). Miałam też kiedyś hipotezę że w Anglii jest królik, bo tam żyły dzikie króliki, a u nas zając, bo na polach żyły zające :) W ogóle ta fuzja jajeczno-zającowa jest dziewna - choć rzecz jasna wytłumaczalna.] Dla mnie to było coś kompletnie egzotycznego :). Prezenty "od zajączka" pojawiły się w naszym domu dopiero z dziećmi, gdyż zwyczaj ten istniał w rodzinie mojego Męża. Kiedyś nawet po wywiezieniu dzieci na działki i odszukaniu prezentów spotkaliśmy "tego zająca, który je przyniósł" ;))
Ten cały przydługi wstęp ma przygotować PT Czytelników na spotkanie z zającami, które w tym roku do nas zawitały. Zaczęło się chyba od zabawy ogłoszonej przez Joasię "od Bibaka". Upolowałam zająca :). O, tego:
Zamówiłam mu jeszcze towarzystwo i zające pokicały w różne miejsca, jeden nawet do Średniej Kamzikówny. Te, które zostały w domu udało mi się wyśledzić ;)
Śliczne, prawda? W Bibako-sklepie jeszcze są :))
A kiedy już te zające kicały po domu, zaraz po Wigilii Paschalnej mała łapka wręczyła mi malutkiego, uroczego szaraczka. :) Na zdjęciu śpi na wyprasowanym T-shircie Kamzika przy guziku, więc można sobie wyobrazić wielkość... To dzieło Magdy (oczywiście!), którym już zdążyłam się pozachwycać wirtualnie (pewnie braciszkiem). Cudny. I mieści się w dłoni ;)
Zdaje się, że zajace z czekolady też w domu były, ale te to już się nie liczą. :)
A jak tam u Was? Przychodzi zając? Zawsze był?
Te zwyczaje, czasem odmienne w różnych częściach Polski i w różnych rodzinach są szalenie ciekwae ;)
U mnie zając zawsze był pod poduszką w formie słodyczy, coś w rodzaju Mikołajki. Prócz tego rozpasanie pełne- zabawa w szukanie jajek czekoladowych w ogrodzie, to już ja wymyśliłam kilka ładnych lat temu i tak się ciągnęło... w tym roku były tylko słodycze pod poduchą, z szukania jaj zrezygnowaliśmy, ale może powrócimy do tego, bo to była zabawa dla wszystkich :D
OdpowiedzUsuńUrocze zające a ten ostatni po prostu cudeńko :D
To ciekawe - pod poduszką. Pierwszy raz słyszę :) U nas też młodzież szuka w ogrodzie, prezenty minimalizujemy...
Usuńu mnie też nie było zwyczaju prezentów zajączkowych i wcale nie jestem pewna, czy podoba mi się ten zwyczaj, jak kilka innych zapożyczonych z zachodu. no, ale skoro komuś sprawia to przyjemność, to czemu nie :DDDD Twoje zajączki są przecudne :)))
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jak komuś sprawia przyjemność... :) Byle z umiarem...
UsuńPrzepiękne zajączki :) ten kwiecisty super się prezentuje :)
OdpowiedzUsuńU mnie tradycja przychodzenia zajączka była w domu rodzinnym i u siebie też mamy. Dla zajączka trzeba było dzień wcześniej przygotować gniazdko ustawić przy oknie i następnego dnia rano szukało się gniazdka ze słodkościami od zajączka. Ale nie szukaliśmy gniazdka w ogrodzie tylko w domu. Także od świtu było buszowanie i moje dzieci mają to samo. Zajączek przychodził w Wielki Czwartek.
O to jest bardzo ciekawe. Jak przeczytałam, to przypomniałam sobie, że o gniazdkach dla zajączka też kiedyś słyszałam. Ciekawy jest też ten motyw szukania :)
UsuńW moim domu rodzinnym zajączek przynosił słodycze, ale szukać ich na oknie było wolno dopiero po rezurekcji w poranek wielkanocny. Chwile gdy jako małe dziewczynki sypałyśmy z siostrą kwiatki Zmartwychwstałemu w rannej procesji i potem radość także ze słodyczy pozostaną we mnie na zawsze. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńU nas procesja rezurekcyjna była bez sypania kwiatków. I słodycze na oknie - czyli jeszcze inne miejsce. :)
UsuńNajwidoczniej w Polsce Południowej zające zajmują się w tym czasie obgryzaniem drzewek:-)
OdpowiedzUsuńCiekawe, gdzie byłaby ta granica południowości :) Bo rodzina mojego Taty to bardziej na południe niż Męża :))
UsuńZastanawiałam się też, czy ten zając nie przywędrował od Niemców po prostu...
Zajęcy u nas nie ma i nie było. Kiedyś tata hodował króliki ;)
OdpowiedzUsuńA ten szaraczek Magdy przecudny!!!!
Przecudny.
UsuńTe Joasiowe też niczego sobie.
Rozumiem, że króliki polskie nic nie roznosiły, w przeciwieństwie do angielskiego (ale skąd mu się wzięło, że jajka nosi i to kolorowe...)