sobota, 18 października 2025

Warszawa nieoczywista

Nieoczywista przynajmniej dla mnie, bo na dworcu Warszawa Zachodnia byłam chyba czwarty raz w życiu (i chyba wszystkie też razy w tym roku). No może piąty raz był rok temu?

Zimno, mokro, wietrznie. Nie to co u nas. 

Ale te widoki z trzęsącej się wielkiej betonowej kładki nad peronami, zza szkła osłaniającego przed wietrzykiem bardzo interesujące.

Pozdrawiam w biegu (opóźnionego pociągu). Śpiąca bo budzik dzwonił o 4:30.






poniedziałek, 13 października 2025

Fiolet z różem

 W sumie nadal jesteśmy w zakładkowym klimacie wrzosowym. Kupowałam ostatnio wrzosy na grób mojego Taty właśnie w podobnej kolorystyce. 


Gdy teraz patrzę na tę zakładkę, widzę nieoczywistość zestawienia barw. Jak na taki przedmiot, to wyszło całkiem sympatycznie jak sądzę. 😉

czwartek, 9 października 2025

Rysowane słońcem

 Taki kadr z sopockiego Monciaka. Szłyśmy pod słońce. Zafascynowały mnie te świetliste otoczki postaci. 


(Nie umiem usunąć na telefonie tej turkusowej kropki. Przepraszam.)

wtorek, 23 września 2025

U progu jesieni

U progu jesieni oczywiście fiolety. Jak wrzosy i astry i klasyczne chryzantemy (oprócz białych i złocistych).


Cóż można o tej zakładce powiedzieć poza tym, że fajnie się ją robiło? Nic oryginalnego, prawda?

Na zdjęciu widzę jaka fajna mi tutaj czuprynka wyszła. Zawadiacka.


Za to godne uwagi jest tło, które tu się jeszcze nieraz pojawi. Na tym zdjęciu debiutuje w roli tła moja absolutnie ulubiona meksykańska serweta. Ten wzór jedyny w swoim rodzaju, pojawiający się tam wszędzie. Bardzo chciałam sobie taką serwetę sprawić i w końcu się udało. (Bo już rozważałam kupienie materiału z metra, dobrze, że się na to nie zdecydowałam, bo efekt nie byłby tak spektakularny). I nawet wytargowałam niższą nieco cenę, jak już ją znalazłam na straganie. To się nazywa praktyczna pamiątka z podróży 😀. 

niedziela, 21 września 2025

Dwa duże

 W tym roku byłam ogólnie dość oszczędna w kwiatach balkonowych. W wielkiej donicy po ś.p. kiwi posadziłam bluszcz. Ładnie się przyjął (mam jakąś słabość do bluszczu, ale zawsze mi ostatecznie marniał, może ten przetrwa). Potem siałam maciejkę i sypnęłan też nieco bluszczowi u stóp. Z mojego doświadczenia wynika, że maciejkę warto siać etapami, wówczas część już kończy żywot, a kolejna kwitnie i pachnie. No więc był sobie bluszcz i maciejka. A potem weszły mi w ręce nieskarmione zimą ziarna słonecznika. Takie sprzed dwóch lat. Włożenie kilku w ziemię nic mnie nie kosztowało.

I teraz mam dwa dorodne i duże słoneczniki i jeszcze jakieś małe też powinny zakwitnąć. A do tego drugi rzut nagietków (z własnych nasion). Słonecznie się zrobiło. 😁😎🥰