poniedziałek, 30 grudnia 2013

Soczyste pomarańcze

Lubię pomarańcze.


Niestety pamiętam jak ich nie było w ogóle i potem nie było zasadniczo, bo były dostępne jedynie w wybranych miejscach za spore pieniądze (takie zawoalowane westchnięcie nad mym sędziwym wiekiem :P) - kiedyś w prezencie imieninowym zanieśliśmy koleżance jedną czy dwie pomarańcze i było to COŚ. Pamiętam też jak w połowie lat 80. w ramach upominków przywiozłam rodzinie zza morza (Bałtyckiego) wielką siatę egzotycznych owoców... (Szał był. I kiwi jedliśmy wtedy po raz pierwszy...)  A teraz mamy skolko ugodno i wybieramy te słodsze i ładniejsze...

Pomarańcze to też dla mnie zapach Świąt Bożego Narodzenia i ich oktawy - te nabijane goździkami, czasem układanymi w wymyślne wzorki to już zwyczaj czasów kapitalizmu, nieznany w moim domu rodzinnym a pielęgnowany u nas "na swoim".


No i tak w ramach przygotowań do tegorocznych świąt powstała szybka zawieszka w kolorystyce dopasowanej zarówno do moich owocowych pasji, jak i preferencji kolorystycznych Pewnej Pani. Chronologicznie ze dwa dni wcześniejsza niż dojrzałe maliny (które już znalazły właściciela). Efekt przedstawiam do oceny w formie nieco chyba jednak nieostrej i niepełnej kolorystycznie.



A za oknem mam pomarańczowo ognistą kulę słońca :))) Chrześniaczka, która przyjechała, aby uzupełnić nam liczbę dziewczynek na stanie uznała, że jest u nas tak samo jak latem - tylko ludzie w kurtkach chodzą Musiałam jednak wskazać brak liści na drzewach (igły na szczęście są)... Aż tak dobrze to u nas nie jest...

PS. Oglądałam zdjęcia z Tatr po ostatnim halnym. Serce boli. A liściaste drzewa w wielu miejscach oparły się nawałnicy... Świerki padły. Na Słowacji wciąż jeszcze widać skutki halnego z początku naszego wieku. Ile lat kikuty drzew i puste połacie lasu będą straszyć u nas?

18 komentarzy:

  1. Byłam wtedy młodą mamą. Pan Jasiu, bardzo biedny chłop z sąsiedniej wioski zatrzymał mojego męża i dał mu dwie pomarańcze dla mnie na święta...sam dostał od kogoś paczkę.. P. Jasiu żyje w dwóch kasztanach, które zasadził na naszej posesji w ramach " zrobienia paru groszy". Dzięki tym kasztanom pamiętam o modlitwie za Jasia...Tak niewiele trzeba, by pozostać w czyimś sercu na zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  2. W pomarańczach lubię ich zapach i kolor no i ich smak jeśli są słodkie i soczyste.Właśnie kupiłam kilka i będę robiła skórkę do ciast na surowo /ach ten zapach!/ a z wnętrza konfiturę.Jeszcze nigdy nie dekorowałam ich gożdzikami ,muszę spróbować.Piszesz Agajo jak to było kiedyś z dostępnością cytrusów,właśnie przypomniało mi się że mój Syn w latach siedemdziesiątych chował się głównie na naszych sezonowych owocach .Nie pamiętam żebym dawała mu pomarańcze czy mandarynki.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że to właśnie lata 70. (końcówka głównie) i początek 80. były tak drastycznie bezcytrusowe. Pamiętam informacje w stylu "do portu w Gdyni wpłynął statek wiozący cytryny/pomarańcze na święta". Mandarynek z wczesnego dzieciństwa nie pamiętam w ogóle, pomarańcze w chwilach wyjątkowych tak. A domowa skórka pomarańczowa była bakalią używana u nas "od zawsze". Od-pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Mam dokładnie takie same konstrukcje pomarańczowo-goździkowe w domu :) I też pamiętam czasy, kiedy pomarańcza była takim luksusem że człowiekowi włosy dęba na głowie stawały jak mógł ją zjeść! A dziś zajadam się pomarańczami bo je uwielbiam i czasami przyjdzie mi do głowy takie samo wspomnienie... jak to było kiedyś ciężko i trudno.. a jednak moi rodzice potrafili być szczęśliwi wtedy i potrafią teraz.. wielka Łaska
    Buziole :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi sie podoba określenie "pomarańczowo-gożdzikowe konstrukcje". I chyba nie tylko mi, sądząc po komentarzach niżej :)
      Pomarańcze zdecydowanie nie są najważniejsze, ale... oby nie wróciły czasy gdy ich brakowało. Albo - obyśmy umieli docenić że je mamy :)
      Uściski!

      Usuń
  4. Pamiętam, jak w Pewexie kupiłyśmy z Mamą siatkę pomarańczy. Były dość małe i to nas zaniepokoiło, więc jeszcze na ulicy postanowiłyśmy sprawdzić, czy wszystko z nimi było w porządku. O jakież było nasze zaskoczenie, gdy się okazało, że one są miękkie!!! Mama wbiła jedną palce, skórka zaczęła odchodzić, już chciała lecieć z reklamacją, że za ciężkie dolary sprzedają zepsute pomarańcze, ale jeszcze powąchała, ale ładnie pachniało, spróbowała, a ona pysznie smakowała.

    Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że oprócz pomarańczy, które bywały, były też mandarynki :DDD

    I bardzo lubię konstrukcje pomarańczowo - goździkowe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dosia:DDDDD
      wspaniałe czasy,jakież to drobiazgi cieszyły:)))

      Usuń
    2. Ale historia!!

      Też lubięte konstrukcje. I cieszę się, że dla Kamzików są w pewnym sensie oczywistością...

      Usuń
  5. Też mam takie konstrukcje pomarańczowo-goździkowe:))
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kwestia pomarańczy rzeczywiście może wiek "zdemaskować". Pod warunkiem, że ktoś chciałby go maskować. My tak nie mamy przecież:-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam tę samą myśl... że podejście do tematu pomarańczy może świadczyć o wieku :)))

      Usuń
  7. A u mnie się takich konstrukcji nie robiło. Ale pamiętam paczki od Mikołaja z jedną albo dwiema pomarańczami, które były wówczas rarytasem :)

    Na żywo - jest żywsza :-) I jest piękna... a oko samo się na niej zawiesza.
    Pewna Pani bardzo dziękuje (i jeszcze się odezwie w tym temacie!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz wprowadzić nową tradycję i przejść do historii ;)) Zapach cudowny. Ożywczy i korzenny.

      Jak się podoba, to to jest to o co chodziło i więcej nic nie trzeba :)))

      Usuń
  8. Pomyślnego, dobrego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń

Miło będzie przeczytać Twój komentarz :)

Proszę jednak nie wykorzystywać komentarzy do reklam rozmaitych usług.
Komentarze z reklamą będę usuwać.

Thank you for commenting!
However, please do not use comments to advertise any products. Comments with advertisements will be removed.