Wpis tak jakby trochę po czasie. Okres Bożego Narodzenia już się skończył, smętna, choć ciągle urokliwa choinka czeka na rozebranie i pożyteczne dokonanie żywota w kominku*. Ale to właśnie w tym tygodniu otworzyłam białą kopertę, z której (między innymi) wywędrowała delikatna biała gwiazdka. O taka:
Gwiazdeczka miała jeszcze miłe towarzystwo :) Dziękuję
Gargamelko :)
(świadomie daję link do tego drugiego bloga :) )
Gwiazdka wywędrowała z koperty i sprowokowała do zamyśleń choinkowo-astronomicznych. A że za oknem zrobiło się biało, atmosfera w sam raz gwiazdkowa.
I przypomniały mi się rzeczy trzy.
Najpierw tak filologicznie i etnograficznie. Czasem spotykam się z oburzeniem, że ktoś mówi "Gwiazdka" zamiast "Boże Narodzenie". Oburzeni upatrują w tej nazwie wpływów najgorszych z możliwych... A tymczasem jest to po prostu regionalizm. U nas w domu na książkach ofiarowywanych pod choinkę pisało się często dedykacje typu "Anusi - na Gwiazdkę 1975 - Babcia". Usiłowałam naprędce znaleźć, ale nie udało mi się, a mam w oczach takie dedykacje jeszcze sprzed wojny (tej pierwszej światowej). Może to gdzieś u Rodziców jest. Rozczula mnie trochę ta trwałość języka w pewnych sprawach. Jakby wbrew wszechobecnej tendencji do językowego niechlujstwa (ja tam nie jestem skrajną purystką, ale kiedy znajduję błędy w pismach mających wysokie ambicje...). Nie oburzajcie się więc na Gwiazdkę :)
Z Gwiazdką kojarzy mi się rzecz druga. Mianowicie w moim domu rodzinnym na czubku choinki zawsze wisiała gwiazda. Porządna, sześcioramienna, srebrna, z podobizną aniołka. Zawsze ta sama, pieczołowicie wyjmowana co roku z pudełka, czasem wymagająca odrestaurowania - wtedy jeszcze nie kupowało się folii aluminiowej w rolkach, tylko trzeba było wykorzystać "sreberko" od czekolady. My jako młode małżeńśtwo pierwszą naszą choinkę ubieraliśmy razem dopiero na drugie wspólne święta. Pierwsze święta spędziliśmy u Rodziców zostawiając wynajęte mieszkanie w stanie pakowania - tuż po Świętach mieliśmy wówczas przymusową przeprowadzkę (wymówiono nam mieszkanie, no nieistotne). Tak więc jak pojawiła się kwestia pierwszej choinki, trzeba było mieć coś do jej ubrania. Dostaliśmy dwa pudełka bombek od Chrzestnej MN (ona już nie stawiała całej choinki, tylko bukiet gałęzi w wazonie), a ja pracowicie srebrzyłam i kleiłam kulki orzechów i orzechowe stateczki (mamy je do dziś), jak na moich lekcjach angielskiego w dzieciństwie.
No ale miało być o gwiazdce. Trzeba było zrobić gwiazdkę na czubek choinki. Do zrobienia gwiazdki potrzebny jest - wiadomo - cyrkiel. Agaja więc narysowała, wycięła (teraz bym zrobiła dłuższe ramiona, ale cóż - jest), przygotowała drucik do zamocowania, "sreberko" do owinięcia i... stanęła przed pewnym problemem. Gwiazdka w domu rodzinnym była przestrzenna, to znaczy miała (i nadal ma) na ramionach taką wypukłość na środku. Trzeba było pokombinować... no i w roli wypełniacza świetnie się sprawdził papier toaletowy :)). Gwiazdka została wykonana i "pracuje" do dziś.
Nawet jeśli czubek choinki jest nieco krzywy, jak w tym roku. Natomiast najzabawniejsze jest, że kiedy mój brat założył rodzinę i miał własną choinkę, stanął dokładnie przed tym samym problemem. Robił gwiazdę i nie wiedział czym wypełnić te wypukłości. Użył... papieru toaletowego. Geny? Ależ się uśmialiśmy, kiedy się o tym zgadało!
I trzecie skojarzenie. Od lat wisi w naszej kuchni:
Kamzik Najmłodszy miał wtedy 8 lat. Należy zaznaczyć, że miał wybitnie "męskie" podejście do rysunków - nie przepadał za kolorowaniem, jeżeli już rysował, to zwykle cienką kreską, najchetniej ołówkiem lub długopisem. Tylko kontury. Tak więc samo użycie kolorów i staranne wypełnianie powierzchni stawia tę pracę wysoko. Mnie urzekła kompozycja - ta równowaga miedzy trzema królami a Panem Bogiem z aniołkami na górze... Pogoda tych postaci... I pomysł przedstawienia gwiazdy betlejemskiej. Wyszła tu jakaś niewytłumaczalna intiucja (a może coś gdzieś usłyszał, nie mam pojęcia, nie mówił o tym)... Dopiero później znalazłam
artykuł twierdzący, że gwiazda mogła wyglądać właśnie tak, jak na tym rysunku, nie zaś jak znana nam kometa (gwiazda z ogonem, swoją drogą kilkanaście lat temu oglądaliśmy taką - bodajże w Wielki Piątek - może ktoś pamięta ;) )**.
Na obrazku jest też element proroczy - ten aniołek po prawej nad szopką gra podobno na oboju. W przestrzeni (kosmicznej) podrygują również, zapewne w takt obojowej muzyki, literki - te wyżej podskakujące są nieco mniej widoczne. Na uwagę zasługują także urokliwe owieczki :)
No i tak gwiazdkowo i nostalgicznie kończę ten wpis :) Praca (różnowymiarowa) czeka...
------------------------
* Nieocenione Kamziki dwa rozebrały wczoraj wieczorem, w czasie gdy po paru zdaniach przestałam pisać tu, a pisałam obowiązkowo gdzie indziej. A potem MN pociął... Choinka zawsze działa jak koza z żydowskiego dowcipu - tak przestronnie się zrobiło i dostęp do wszystkich książek mamy... Ale zawsze jakoś szkoda. Ładna była...
** Kamzik Najmłodszy twierdzi dziś, że usłyszał o wyglądzie gwiazdy ode mnie i dlatego tak narysował. :P Natomiast ja dokładnie pamiętam, kiedy znalazłam artykuł o gwieździe (jest ze stycznia następnego roku) i pamiętam jak bardzo byłam zdziwiona takim wyobrażeniem gwiazdy betlejemskiej. Każde z nas gotowe bronić swego do upadłego. No i bądź tu mądry i pisz wiersze jak mawiał jeden nasz znajomy... Jest oczywiście jeszcze taka możliwość, że KN usłyszał o tym w szkole (?) na przykład i przypisał z czasem Matce Rodzonej, bo ta - wiadomo - najmądrzejsza jest :P...