Z ogrodami w stylu francuskim mam trochę kłopotu.
W dzieciństwie czy może późnym dzieciństwie/wczesnej młodości zachwycałam się parkami w stylu angielskim - naturalny (przynajmniej z pozoru) układ terenu, malowniczo rozrzucone drzewa etc. Ach! Cudo! Francuskie wydawały mi się zbyt sztywne. Ujęte w ramy, wygładzone aż do przesady. Ale z czasem zaczęłam doceniać ich porządek i myśl. Teraz więc zachwycam się po prostu ogrodami i wyobraźnią ich twórców. I zawsze doceniam fantazję ;) Choć... jak się za bardzo przycina i porządkuje to może na fantazję zabraknąć miejsca...
To trochę jak z domem. Lubię porządek (i ciągle cierpię z powodu rozgardiaszu), lubię gdy wszystko ma swoje miejsce, a jednocześnie fatalnie czuję się we wnętrzach na wysoki połysk, w których widać, że brakuje swobody i... życia (?). No i minimalizm (wnętrza) to jednak nie dla mnie, bo lubię widzieć to co lubię :D. A pamiętam, pamiętam jak dziwiło mnie zastawione fotografiami biurko mojej Babci...
Te francusko-ogrodowo-porządkowe rozważania łączą się oczywiście z moimi zawieszkami z ostatnich dni. Tymi z serii zainaugurowanej poprzednim wpisem. Kolejna zawieszka ma właśnie taki uporządkowany ogród na rewersie. Kolorowy, malowniczy, choć nie wiem czy na pewno idealnie symetryczny :). Niemniej - bucha energią :)
Co prawda nie do końca widać na zdjęciu, że to, co wydaje się żółte jest i żółte, i złote, ale cóż, zawsze może ktoś będzie miał ochotę obejrzeć w realu... Zieloności też jest kilka odcieni. Ot, bogactwo ogrodu...
A napisa na zdjęciu łatwiej odczytać niż w rzeczywistości. W rzeczywistości intryguje...
Kolory mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńbuziaki
CZy to bedzie wyraz pychy, jak powiem, że mi też?
Usuń:*
Za kazdym razem podobaja mi sie Twoje dzieła.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo się cieszę :)!.
UsuńZawsze można coś chcieć mieć dla siebie...