Ten wpis powstaje z inspiracji Janeczki, która wspomniała w którymś z postów o pieczeniu babki jogurtowej. Janeczka zdążyła już później zamieścić przepis na swoje ciasto, ale mój jest nieco inny, a poza tym wiąże się z nim historia, którą lubię wspominać :).
Stosowną liczbę lat temu, kiedy niektórych Czytelników tego bloga jeszcze nie było na świecie, spędziłam letnie miesiące na urokliwej (zwłaszcza z perspektywy lat), choć tak naprawdę niełatwej i wymagającej pracy jako tzw. "au pair" we Francji. W czasach muru berlińskiego i zasieków między Wschodem a Zachodem, czasach bez komórek i internetu, była to wyprawa trochę szalona. I w pełne nieznane. Tyle, że pracę załatwiała sprawdzona wielokrotnie przez innych, uczciwa do szpiku kości pani R., Francuzka zaangażowana bez reszty w rozmaitą pomoc Polakom.
"Moja" rodzina okazała się przemiła, dość szybko się zgraliśmy, mówiliśmy sobie po imieniu i przez "ty". Mieli rzadką cechę traktowania "operki" naprawdę jako członka rodziny i nie czułam się nigdy przy nich służącą (a bywało przy innych) ani też nie czułam się gorsza, szanowali mnie, a nasze rozmowy nie ograniczały się do kwestii domowo-kuchennych. Świetni ludzie. Dzieci była trójka, 10 lat, 5 lat , 7 mies. Czasem dawały w kość, ale zasadniczo były miłe i współpracujące. Dogadywaliśmy się. Tu można by snuć wiele dygresji, ale zmierzam do ciasta :).
Były to wakacje, więc ten czas spędzaliśmy w kilku różnych miejscach (pani domu jeszcze była na urlopie wychowawczym). Jednym z tych miejsc była urocza wioseczka gdzieś na granicy Normandii, na tyle "blisko" Paryża, że pan domu mógł dojeżdżać do pracy. W tej wioseczce znajomi mojej rodziny kupili dom - starą kawiarnię - na dom letni i przyjmowali w nim znajomych z rodzinami, urządzali imprezy itp. Dzieci było więc więcej i opiekunek też - mamy dzieci, ja i jeszcze dwie "operki", jedną z nich była Hiszpanka, o wdzięcznym imieniu Isabel. No i właśnie Isabel, oprócz wtajemniczania nas w zawiłości niektórych hiszpańskich zwyczajów, piekła ciasto jogurtowe.
Nie wiem jak jest teraz, ale wówczas we Francji pieczenie ciasta w domu (przynajmniej w tym środowisku) było pewną ekstrawagancją. Powszechne były ewentualnie rozmaite tarty z owocami na słodko i quiche na słono, natomiast takie ciasto było czymś zaskakującym. Okazało się wyśmienite, więc skrzętnie zanotowałam przepis darowując sobie częściowo tłumaczenie; o tak to wygląda:
No i potem wielokrotnie to ciasto piekłam już dla "moich" Francuzów, zawsze chwalona i doceniana nad wyraz. Dumni byli ze mnie, że hej i ciasto nosiło moje imię (powiedzmy "gâteau d'Agaja")! Zwykle używałam okrągłej tortownicy. Zawsze zaskakiwało mnie, że gospodyni liczyła ile osób siedzi przy stole i potem kroiła ciasto na tyle kawałków ile było potrzebne. Niezależnie od tego, czy byli to szanowani goście, czy sami domownicy, czy było osób 5 czy 10. Krojenie okrągłego ciasta najpierw na pół wyglądało dziwnie :).
Przepis zachwycił mnie prostotą, tempem wykonania i łatwością zapamiętania składników. I sympatyczne jest to, że miarką jest kubeczek od jogurtu ;).
Potrzebujemy:
• 1 kubeczek jogurtu naturalnego, niesłodzonego (125 g)
• 2 kubeczki cukru (można mniej, tak z 1 i 1/2)
• 3 kubeczki mąki
• 3/4 kubeczka oliwy (ja dodaję trochę mniej, ciut więcej niż połowa i używam oleju słonecznikowego lub rzepakowego; jeżeli oliwa z oliwek, to lepiej light, extra vergine daje specyficzny posmak)
• 3 całe jajka
• ~1,2-1,5 łyżeczki proszku do pieczenia (a jak ktoś bardzo chce, może dodać cukier wanilinowy)
Składniki po kolei wlewamy/wsypujemy do miski i mieszamy na gładkie, lekko lejące ciasto. Ja robię to dużą łyżką plastikową, a możną kopystką. To bardzo szybko idzie. Potem przelewamy do formy wyłożonej papierem i pieczemy w temp. 180-200°C na złoty kolor, przez ok. 40-50 min - aż patyczek wbity w ciasto będzie po wyjęciu suchy. Po pierwszych 10 minutach pieczenia warto naciąć wierzch ciasta, na głębokość ok. 1 cm. Ja zwykle po 20 min przełączam na samą dolną grzałkę w piekarniku.
To są proporcje na foremkę "keksówkę" dł ok. 26 cm. Ja zwykle piekę porcję z dużego jogurtu (tak samo mierzę składniki kubkami i dodaję więcej jajek - 5 lub 6 - oraz 2,5-3 proszku) i takie właśnie ciasto z dużego jogurtu widać na zdjęciu.
I teraz punkt najlepszy.
To jest świetne ciasto samo w sobie (można posypać cukrem-pudrem) ale też jest to świetne ciasto-baza do pieczenia z owocami - jabłkami lub śliwkami. Albo z bakaliami (rodzynki, orzechy, skórka pomarańczowa). Jeżeli robię je z jabłkami (najlepiej wybrać kwaskowate, nie za bardzo soczyste), to po prostu po przelaniu ciasta do formy, wkładam w nie jabłka obrane i pocięte na nieregularne, nie za grube kawałki - tak żeby się schowały w cieście. Ilość jabłek/śliwek zależy już od inwencji i cierpliwości piekącego.
Można spróbować z jakimś jogurtem smakowym. Moja przyjaciółka kiedyś wzięła brzoskwiniowy. Ale ja aż tak nie eksperymentowałam.
Można to ciasto piec w okrągłej formie i kroić trójkąciki, można piec na prostokątnej blasze i kroić w kwadraty, albo w keksówce i podawać plastry jak babki piaskowej. Można też oczywiście upiec w klasycznej formie na babę (choć dla mnie prawdziwe baby wielkanocne, to drożdżowe są). Z tego ciasta fajnie wychodzą też rozmaite babeczki, w tym muffiny.
Od czasu, gdy pojawiły się w Polsce jogurty w kubeczkach ciasto jogurtowe stało się chyba najczęściej przeze mnie pieczonym (w różnych wersjach) i zawsze wszystkim smakuje. I tak szybko się je robi! O ile tylko ktoś nie spali go, nie może się nie udać.
Polecam :)
A w wyobraźni powinny majaczyć normandzkie bezkresne zielone pola i szare, kamienne domy o czarnych stromych dachach.
bardzo smakowicie się zrobiło :) fajna pamiątka z tamtych czasów. przyjemnie wspominać normandzkie pola i delektować się pysznym ciastem. muszę sobie zapamiętać przepis :)
OdpowiedzUsuńPolecam :) Pyszne jest :)
Usuńtak zareklamowałaś, że muszę spróbować:)
OdpowiedzUsuńWarte jest tego. Upiekłam dziś na powrót Kamzików :)
UsuńAgajo zachwycił mnie Twój przepis jogurtowy,wykorzystam go w weekend:)
OdpowiedzUsuńlubię takie szybkie ciasta:)))
Cieszę się. Ja też tę szybkość cenię, szczególnie gdy mam dużo pracy. Smacznego!
UsuńSzybko i prosto, czyli przepis dla mnie;))
OdpowiedzUsuńDziękuję, buziaki:)
A potem zachwyty! :) Zobaczysz :)
UsuńNo to sobie spiszę kolejne (bo makowy krem już przetestowałam - i zdał egzamin). A takie ciasto 'na szybko' to nieraz świetna sprawa :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę przetestowałaś? Ale fajnie!
UsuńTo ciasto pozwala zabłysnąć światłem idealnej gospodyni i kochającej matki :))). Właśnie zjadłam kawałek i zastanawiam się czy jutro na kolejny powrót też mam piec... Ale może obecne w domu Kamziki się wykażą :))
Smaku mi narobiłaś,ale ja niestety nie mogę używać nabiału z wyjątkiem jajek .Więc sobie pomarzę o takim cieście.
OdpowiedzUsuńMasz fajne wspomnienia,mój mąż też bardzo miło wspomina pracę we Francji przy winobraniu .Twierdzi że była tam prawdziwie rodzinna atmosfera.Pozdrawiam serdecznie.
Oj, to przykra przypadłość - kiedyś przed blisko dwa lata to przerabiałm, gdy syn nie mógł jeść nabiału...
UsuńWinobranie to jednak trochę inna praca. Mniej uzależniona od "sympatyczności" pracodawcy. Ale dobre wspomnienia dobrze mieć :)
Ciasto palce lizać, wrzuciłam jeszcze połówki mrożonych śliwek ( ojjj, bałam się, że opadnie pod ich ciężarem) Nic z tego!! Wyszło super!!! Pozdrawiam i dzięki za przepis.
OdpowiedzUsuńAleż mi sprawiłaś radość :)) Cieszę się ogromnie!
UsuńRzeczywiście pychotka. No i łatwe, skoro mi się udało :P
OdpowiedzUsuńI tu mnie zatkało :P
UsuńCieszę się :)