Najmłodszy Kamzik właśnie od remontu zaczął nowy etap życia. Remontu swojego pokoju, malowania odkładanego od dwóch lat w ramach odpowiedzi na proste pytanie: "Co wolimy/wolisz - remont czy wyjazd na wakacje"
Nie da się ukryć, że z remontu najbardziej lubię moment, gdy wszystko już jest ustawione na swoim miejscu, wygląda ładnie i świeżo... I wiem, że w każdym kątku jest czysto... Nie lubię znacznie większej liczny spraw z remontem związanych, poczawszy od wynoszenia wszystkiego z pokoju (malowany jeden niewielki pokój = bałagan w całej chacie). No ale Kamziki są robotne i najgorsze już za nami. Nie obyło się bez wypadków - przewrócona na podłogę puszka z klejem do korka... wymaga bystrości i bardzo szybkich decyzji. (Resztki takiego kleju świetnie usuwa... zmywacz do paznokci. Sama przewróciłam, sama usuwałam resztki, to wiem.) Okazało się też, że można reklamować farbę i oddać napoczętą puszkę do sklepu, gdy farba zamiast pokrywać powierzchnię tylko ją maże. Zbliżamy się więc już wielkimi krokami do tego mojego ulubionego momentu opisanego wyżej (i na pewno, na pewno NK doceni wówczas, że kazałam mu trzepać książki przed wyniesieniem, a nie przed ustawianiem z powrotem na półkach).
Remont to również pewien ogólny "lifting", usunięcie pozostałości po dzieciństwie i dodanie (na razie w planach) nowych elementów dekoracyjnych. W ramach usuwania takich pozostałości usiłowaliśmy wczoraj z N.Kamzikiem doprowadzić do porządku fronty szuflad komody (porządna, ponad dwudziestoletnia wczesna IKEA) oklejone w czasach przedszkolnych i wczesnoszkolnych rozmaitymi naklejkami, Nie jest to prosta praca (wciąż jeszcze trochę przed nami). Udręczony szorowaniem i drapaniem młodzieniec, siedząc obok równie udręczonej tymi samymi czynnościami matki, wygłosił w pewnym momencie błyskotliwą kwestię:
"Ale DLACZEGO mnie Rodzice nie upilnowali i pozwolili to tu naklejać?"
I wreszcie wiadomo przez kogo musimy się teraz męczyć...
PS.
Być może niektórzy pamiętają moją prośbę o pamięć o żonie Puchatka. Było już lepiej. Ba, 14 maja po kolejnym badaniu było wręcz niemal optymistycznie. Wczoraj przyszła wiadomość o pojawieniu się paskudztwa na nowo, tym razem jako przerzuty w płucach. Puchatkowie zaczynają kolejną rundę walki i proszą o wsparcie duchowe...
Trzy Kopy, Hruba Kopa, Banówka, widok z Grzesia |
Pomna wspomnień o dziełach starszaków pilnowałam, żeby Grześ nie naklejał!
OdpowiedzUsuńPoległam;))
Dobrej soboty;*
No bo jednak czemu to najmłodsze ma mieć gorzej? :))
UsuńMoje dodatkowo ceniły sobie (i nadal cenią) pewną swobodę rodziców w takich kwestiach. W końcu zawsze da się zmyć ;)))
No tak, wszystko [rzez tych rodziców ;))
OdpowiedzUsuńA moment po remoncie też bardzo lubię! :)))
Przez kogoś musi być :)
UsuńTo taki miły moment... Jeszcze troszkę na niego poczekami, ale to już tyle co nic :)
Takie przeterminowane naklejki usuwałam w skrajnych przypadkach z pomocą benzyny. Niebezpieczne...Dobrze, że się Młody przekonał:)).
OdpowiedzUsuńRozpuszczalnik nie pomaga, zmywacz lepszy. Benzyną nie próbowałam. Już tylko czysta kosmetyka została ;))
UsuńJa ogólnie nie lubię naklejanek na meblach więc... samoistnie mało problemów, chociaż gdzieniegdzie naklejki się przedarły. Duchowo będę myśleć o Puchatkowej żonie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa zasadniczo nie lubię, ale dziecko w swoim pokoju tego "Dzielnego pacjenta" ma prawo gdzieś przykleić - z takiego założenia wychodziłam... :)
UsuńDzięki...
Zdrowia i siły ducha każdemu..Wam cierpliowści przy remoncie:):)
OdpowiedzUsuńDzięki. Ładnie jest :)
UsuńWspieram....
OdpowiedzUsuńA co do remontu, zamieszanie straszne ale efekt jaki jest po, wart jest każdej "ceny" :)
Dziękuję, Julio!
UsuńZamieszanie udało sie opanować do końca jeszcze przed północą. Teraz już się zachwycamy. Tylko firankę-lambrekin trzeba powiesić, ale to już jutro. Uff :)))
Życzę Puchatkom zwycięstwa...
OdpowiedzUsuńBardzo są wdzięczni za wszelką pamięć
Usuń