Najmłodszy Kamzik był wówczas jeszcze w szkole podstawowej (czwarta, może piąta klasa). Jego klasa miała bardzo sympatyczne tradycje dekorowania sali lekcyjnej na klasową wigilię. W poprzek pomieszczenia były rozciągnięte sznurki, dzięki czemu można było ubrać całą przestrzeń. Był taki rok, kiedy całą salę zapełniły "moje" anioły. Moje w cudzysłowie, bo sam pomysł zrobienia takich aniołków i wykrój zaczerpnięty został z bożonarodzeniowej książeczki Małgorzaty Musierowicz, do tego doskonale pamiętam, że to była praca zespołowa moja i dzieci: ktoś zrobił szablon, ktoś odrysowywał etc. Wykorzystaliśmy rozmaite papiery kolorowe i do prezentów. I tych aniołów powstały całe zastępy (no bo nie stadko przecież), chyba coś z górą czterdzieści. Każdy z inną buzią ;) (buzie moje!), każdy z charakterem. Niektóre śpiewające, inne nawet zdegustowane ;)) Pamiętam, że jeden był smutny. Prześlicznie wyglądały w sali, unosząc się lekko i jakby fruwając nad głowami dzieci i rodziców. Ponieważ było mi żal marnować tyle pracy i zostawiać je w pustej szkole, z góry zapowiedziałam, że anioły zabieram. Oczywiście kilka znalazło nowych właścicieli, ale reszta wróciła z nami do domu. Wisiały w całym domu, wędrowały do domów znajomych... Te wiszące w domu z czasem traciły jakieś elementy, w końcu wędrowały na makulaturę. Ostatecznie uchowały się cztery. Jeden wisi wciąż cichutko w kąciku w naszym salonie pilnując płyt, a trzy otrzymały nową pozycję u Śr. Kamzikówny. Przyglądałam im się w tym tygodniu i uznałam, że warte są uwiecznienia. Przy dokładniejszym przyjrzeniu się widać, że to anioły po przejściach. Ale mam do nich wielki sentyment. Może w kolejnym Adwencie znowu ruszy manufaktura?
Pierwszy podoba mi się szczególnie:). Warto ruszyć z produkcją, a jakże!:)
OdpowiedzUsuńMuszę tylko pamiętać. Pierwszy nie ma rączek ale ma fajną sukienkę.
UsuńDobrzy ludzie mają anioły, albo sami nimi są. Tak do końca tego nie wiedzą nawet najstarsi górale, ale najważniejsze, że takowe spotykamy:-)
OdpowiedzUsuńAnioła Stróża ma każdy, tylko czasem go nie słuchamy... Spotykamy, spotykamy...
UsuńWiesz, że to wspaniały pomysł na zabawę edukacyjną w rodzinie- super, niech tylko Wnuk podrośnie:-)
OdpowiedzUsuńTak, świetny pomysł. I jaki potem fajny prezent dla gości...
UsuńKiedy trzy anioły strzegą nie może wydarzyć się nic złego!
OdpowiedzUsuńAle coś zauważyłam. Pierwsze dwa śpiewają, ale ten trzeci to się obija ;))
Obija, ale zadowolony. Jeden był ze smutną minką... Może mu śpiewanie nie szło. :)
UsuńPiękne Anioły :) Rok temu też korzystając z książki p. Musierowicz robiliśmy anioły . I spodobał mi się przepis na zakwas buraczany - pierwszy raz robiliśmy i wyszedł cudny barszcz.
OdpowiedzUsuńA takie rękodzieło z historią to cenna pamiątka , na pokolenia :)
Pokoleń to one moga nie przetrwać, choć kto wie? A te robiliście czy ten drugi wzór? Barszcz zawsze robię według przepisu z sokiem z cytryny ;). Taka tradycja w rodzinie :)
Usuńsympatyczne, dziękuję za miłą karteczkę:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
UsuńŚliczne te aniołki. Jestem pod wrażeniem! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń:))
UsuńOch!!!Takie same mamy Anioły!!! Tez Musierowiczowe. Z tymi samymi przyciętymi na równo włosami, ale też drugie - bardziej pyzate i z ondulacją. Jedne śpiewające, inne uśmiechnięte. Wiszą tu przede mną na choince i na firance w kuchni, gotowe do odlotu. Jak miło zobaczyć, ze i nad nami i nad Wami czuwają te same Anioły:)
OdpowiedzUsuńJak miło!
UsuńU nas też wisiały na firankach, na lampach... teraz ostały sięte trzy u Kamzikówny i u mnie jeden. Powiewający przy otwartych oknach i zaskakujący pokazywaniem sukienki która od tyłu jest żółciutka :)
Anioł zdegustowany :-))) to musiał być wyjątkowy gagatek :-))
OdpowiedzUsuńPiękne są.
Musiał być. Taki naburmuszony...
Usuń:)